czwartek, 26 marca 2015

#2 Wiara czyni cuda

Miałam potrzebę napisania tutaj, ale jakoś w ogóle nie mogłam się do tego zebrać.

Jakby nie patrzeć, 2015. jest dla mnie łaskawy. Może jednak sprawdza się powiedzenie, że jaki Sylwester taki cały rok :)

Pewnie, miewam gorsze momenty. Z resztą jak każdy. Ale biorąc pod uwagę zaburzenia odżywiania naprawdę nie jest źle.

Od pierwszego czerwca będę mieszkać w Rzymie. Znalazłam pracę, w której jest mi dobrze. Znowu cieszy mnie moja gromada, bo znalazłam ludzi, z którymi dobrze mi się pracuje. Mam wspaniałych przyjaciół. Mam czas na naukę, chociaż nie zawsze udaje mi się w pełni go wykorzystać. Mam plan żeby się przeprowadzić i być może już teraz uda mi się podjąć dodatkową pracę, która mi na to pozwoli. Cieszy mnie wiosna. Cieszy mnie słońce. Chcę żyć. Chcę się uśmiechać. Chcę mówić i wierzyć w to, że życie jest piękne.

Nadal boję się ludzi, nadal są chwile, w których płaczę bez powodu, nadal nie chcę wychodzić z domu, bo czuję się za gruba. Nadal nie uważam się za ładną. Nadal brakuje mi kogoś, dla kogo jestem najważniejsza. Boję się, że nie zdam matury i nie dostanę się na wymarzone studia.

Ale zmieniłam chyba trochę podejście do życia. Zmieniłam to, jaka chciałabym być. Przecież każdy się czegoś boi. Każdemu coś nie wychodzi. Nigdy nie będzie idealnie. Trzeba doceniać to, co się ma. Doceniać każdą najmniejszą rzecz, widzieć w niej cud.

I chociaż nadal cierpię na zaburzenia odżywiania, żyje mi się lepiej. I nic takiego się nie wydarzyło, nie umiem wskazać powodu.

Wydaje mi się, że jestem spokojniejsza wewnętrznie, zdecydowanie. Może to ta wiosna tak na mnie działa?

W ostatnim tygodniu udało mi się utrzymać dietę z wyjątkiem niedzieli. Niedziela nie była dobrym dniem. Musiałam zobaczyć się z dwoma osobami, które wywołują u mnie zachowania autodestrukcyjne. Od jednej czuję się dużo głupsza, od drugiej dużo brzydsza i grubsza. I tak właśnie jest. Nie chcę się na ten temat teraz rozwodzić, nie chcę wracać do tego co czułam i jak to wszystko wyglądało. Cieszę się, że to już za mną.

Mimo tego, że przez tydzień (z wyjątkiem niedzieli rzecz jasna) udało mi się dotrzymać postanowienia nie widzę zmiany w moim wyglądzie. Długa do tego na pewno jeszcze droga. Ale nie poddaję się. Walczę dalej. Wiara w to, że mi się uda na pewno czyni cuda.

Bajzvl.

środa, 18 marca 2015

#1 Córka marnotrawna

Witam ponownie.
Witam ponownie te, które jeszcze mnie pamiętają.
Witam.
Witam te, które odwiedzają mnie po raz pierwszy.

Może na początku trochę wyjaśnień...
Zniknęłam niespodziewanie i nawet sama nie wiem czemu. Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się zawiedziony. Chyba byłam przytłoczona już wszystkim co możliwe, a pisanie i tłumaczenie się dlaczego znikam  mnie przerastało.

Co się działo ze mną przez ten czas?
Jak to ja, próbowałam schudnąć. Udawało mi się wytrzymać kilka dni na mojej super diecie. Moje napady przestały być tak wielkie. Był etap równowagi, w normalnego jedzenia.
Były stany depresyjne i wybuchy radości. Bardzo, bardzo na zmianę. Wszystko oczywiście uzależnione od tego jak się miała moja dieta.

Słyszałam dużo komentarzy, że przytyłam przez ostatni rok, półtora. Prawda. Widzę, wiem, czuję. Już nie jestem tym pięknym zbitkiem kości. Ale potrzebuję znów się taka stać. Znów chcę czuć się piękna. Znów chcę być szczęśliwa.

Nie raz myślałam o tym, żeby tu wrócić. Aż w końcu zdobyłam się na odwagę.
Wpis krótki i nic niewnoszący. Ale musiałam go dziś dodać.
Potrzebuję siły. Potrzebuję motywacji. Potrzebuję Was.

Jaki mam plan?
Moja magiczna dieta 400-350 kalorii.
Ćwiczenia. Tu nie wprowadzam na razie żadnych rygorystycznych zasad. Chcę zacząć.

Zaraz czeka mnie najważniejszy egzamin i wyjazd do Włoch. I do tego czasu muszę być zadowolona z tego, jak wyglądam.

Postaram się nadrobić zaległości w najbliższym czasie.
Adijos.